1 / 30

Szczecin

Szczecin. - Miasto osobowości. Projekt edukacyjny 2012. Temat: Szczecin- miasto osobowości Opiekun: Ks.Grzegorz Gruszka Zespół: Maria Marlicz Alicja Mińczuk Natalia Modro Marta Nowakowicz Katarzyna Wasilczuk.

pavel
Download Presentation

Szczecin

An Image/Link below is provided (as is) to download presentation Download Policy: Content on the Website is provided to you AS IS for your information and personal use and may not be sold / licensed / shared on other websites without getting consent from its author. Content is provided to you AS IS for your information and personal use only. Download presentation by click this link. While downloading, if for some reason you are not able to download a presentation, the publisher may have deleted the file from their server. During download, if you can't get a presentation, the file might be deleted by the publisher.

E N D

Presentation Transcript


  1. Szczecin - Miasto osobowości

  2. Projekt edukacyjny 2012 Temat:Szczecin- miasto osobowości Opiekun: Ks.Grzegorz Gruszka Zespół: Maria Marlicz Alicja Mińczuk Natalia Modro Marta Nowakowicz Katarzyna Wasilczuk

  3. Pracując nad naszym projektem chciałyśmy udowodnić, że Szczecin jest miastem tworzonym nie tylko przez zabytki, centra handlowe i atrakcje, ale także przez Ciekawych Ludzi. W tym celu zrobiłyśmy ankietę na grupie dwustu ‘zwykłych’ ludzi (także obcokrajowców) pytając ich o ocenę Szczecina. Prócz tego przeprowadziłyśmy wywiady z kilkoma osobami, które czymś się wyróżniają. Niektóre z ich poglądów są dość kontrowersyjne i nie ze wszystkimi się zgadzamy, ale zachęcamy do obejrzenia prezentacji 

  4. WYNIKI ANKIETY

  5. (Nie tylko) SZCZECINIANIE O SZCZECINIE... Ulubione miejsce

  6. Plusy Szczecina.... Większość ankietowanych uznała, że największym plusem Szczecina jest oczywiście ZIELEŃi duża ilośćPARKÓW. Wiele osób twierdzi, iż dużą zaletą miasta jest POŁOŻENIE(nad Odrą i blisko morza). Pojawiały się też inne odpowiedzi: OŚWIETLENIEna święta, PASZTECIKI, LUDZIEiKOLORYSzczecina...

  7. Minusy Szczecina… Ludzie pytani o złe strony miasta najczęściej odpowiadali, że największymi minusami są: zaniedbane dzielnice, brudne ulice oraz wałęsający się po nich pijani ludzie. Sporo osób uznało, że w Szczecinie nie ma zbyt dobrej komunikacji miejskiej. Większość pytanych uważa, że miastu brakujejednego, ciekawego miejsca spotkań- centrum kulturowego, serca Szczecina.

  8. WYWIADY Z OSOBOWOŚCIAMI Krystyna Engelhardt Ks. Tomasz Kancelarczyk Romuald Zańko Jacek Kazimierczak

  9. 1. PaniKrystynaEngelhardtbizneswoman P:Witam serdecznie. O:Dzieńdobry, miło mi. P: Jak rozpoczęła się Pani kariera, jak trafiła Pani do Mary Kay? O: Brałam udział w warsztatach kosmetycznych organizowanych przez Mary Kay. Tam prowadząca, obecnie moja starsza dyrektor, opowiedziała zgromadzonym o firmie, przedstawiła wartości, jakimi się kieruje. Na pierwszym miejscu wiara, na drugim rodzina, na trzecim biznes. To od razu bardzo mi się spodobało, ponieważ jestem osobą wierzącą i kolejność była spójna z moimi wartościami. Poza tym spodobało mi się to, co powiedziała o pracy samej w sobie, polegającej na relacjach z ludźmi. Wyjaśnię dok-ładnie, o co chodzi. Kiedy ja sama organizuję takie spotkanie kosmetyczne, panie, które przychodzą uzupełniają uprzednio karty klienta swoimi danymi, więc nie są mi zupełnie obce. Ze swojej strony staram się zapamiętać ich imiona, sama się przedstawiam, opo- wiadam trochę o sobie, w szczególności o moim spotkaniu z Mary Kay, więc ja dla nich też nie jestem anonimowa.Już na takim zwykłym spotkaniu zawiązują się relacje, nie jest tak, jak w zwykłej drogerii, staramy się poznać nawzajem. Kolejna sprawa, która mi się spodobała, to bliskie relacje między konsultantami, często nawet przyjaźnie. Panie dyrektor często organizują spotkania ze swoimi zespołami, poznając się wzajemnie. Kiedy ja rekrutuję jakąś osobę, staram się ją poznać jak najlepiej, mówię też o mnie samej, więc gdy ta osoba zostaje konsultancką wiemy już dość dużo o sobie. Potem na spotkaniach grupy dzielimy się sobą. Wtedy przede wszystkim dotyczy to pracy, ale praca zawsze zahacza o nas, o nasze życie. Spodobał mi się także sposób pracy. Nasza firma organizuje warsztaty kosmetyczne, są one darmowe. Zajmujemy się tym, co każda kobieta powinna robić dla siebie codziennie.

  10. Kosmetyczki wykonują zabiegi, my pokazujemy kobietom, co mogą zrobić dla siebie w ramach pielęgnacji domowej. To jest zupełnie coś nowego, i to nie tylko w Pol-sce. Paniom, które przychodzą na takie warsztaty, za darmo przekazujemy wiedzę na temat samodzielnego dbania o siebie, swoją skórę i ciało, a gratis otrzymują one wszy-stkie użyte na spotkaniu produkty. Analizuję skórę każdej kobiety, każdej dobieram linię pielęgnacyjną, a one pod moim kierunkiem używają po raz pierwszy tych kremów. Ponadto, na pierwszym spotkaniu przedstawiam podstawowe tajniki makijażu. Właśnie to mi przypadło do gustu, nie jest to praca polegająca na reklamowaniu niesprawdzo-nych produktów z katalogów, tylko na uczeniu czegoś- pielęgnacji domowej. W Mary Kay każda kobieta ma możliwość uprzedniego sprawdzenia produktu, możliwość poczucia się z tym, dobrze albo źle. P: A jak wygląda Pani standardowy dzień pracy? O: Na pewno dość dużo czasu poświęcam na telefony, ponieważ pracujemy też na tak zwanych referencjach. Kiedy pani wypełnia kartę klienta, to na drugiej stronie jest miejsce na referencje. Po skończonym spotkaniu pytam panie, czy się im podobało, od- powiedź zazwyczaj brzmi ‘tak’, więc pytam, czy znają kogoś, kto mógłby i chciał skorzy- stać z warsztatów, komu poleciłyby Mary Kay. Wtedy panie wpisują numery znajomych lub członków rodziny, dlatego zazwyczaj rano dzwonię i umawiam spotkania. Jednak w tej pracy nie ma stałego schematu, dla mnie na przykład wtorek jest dniem telefonów, wtedy więcej dzwonię. Otworzyłam swoje własne biuro, gdzie ja i moje konsultantki pro- wadzimy warsztaty, gdyż w Polsce forma prowadzenia spotkań w domach źle się przyj- muje. Wiele osób negatywnie reaguje na propozycję zorganizowania wizyty u siebie w domu. Postanowiłam (nie jako jedyna) dostosować się do warunków w Polsce, aby stworzyć neutralne otoczenie.

  11. W związku z tym jeśli na czwartek mam zaplanowane warsztaty, to koncentruję się w tym dniu na warsztatach. Poza tym, dostarczamy też produkty. Jeśli po spotkaniu okazuje się, że nie mam jakiegoś produktu w magazynku, to zamawiam go i dostarczam klientce. Spotykamy się w różnych miejscach, czasem w domu, czasem w ulubionej kawiarni. Do tego dochodzą cotygodniowe spotkania z moją grupą, z konsul-tkantkami. Wtedy prowadzę szkolenia, dzielimy się sukcesami i porażkami, wszystkim, co przeżyłyśmy w minionym tygodniu. P: Czy Mary Kay jest skierowana do konkretnych odbiorczyń, czy też każdy może znaleźć cos dla siebie? O: Myślę, że każdy, bo nasze produkty są dostosowane też do osób w nastoletnim wie- ku, mamy specjalną linię kosmetyków dla tych borykających się z trądzikiem. Osoba w dowolnym wieku może używać naszych produktów, mamy kremy dla skór wrażliwych, z podziałem na suche i tłuste, dla kobiet dojrzałych, różnorodne zapachy, a część pro- duktów jest skierowana do panów. Właściwie każdy może się tu odnaleźć. Ponadto, my- ślę, że każdy, kto jest predysponowany do pracy z drugim człowiekiem, może bez pro- blemu znaleźć się tu jako część zespołu. Nie trzeba się legitymować żadnym dyplomem czy świadectwem, wystarczy ukończone osiemnaście lat i chęć podjęcia takiej pracy.P: Czy ma Pani sprecyzowane plany związane z rozwojem osobistym i swojej grupy? O: Mam, oczywiście. Mam zamiar rozwijać się, co wiąże się z rozwojem moich konsultantek. Chciałabym, aby któraś ukończyła program DWK- dyrektor w kwalifikacji. Jeśli, na przykład, jedna z nich zostanie taką dyrektor, to ja zostanę starszą dyrektor. Kiedy trzecia ukończy ten program, to zostanę przyszłą naczelną, potem naczelną, aż do krajowej włącznie… Na razie mamy Polsce dwie krajowe. Każda z nas, która zostaje dyrektor w kwalifikacji, musi ukończyć program.

  12. Ja jestem dyrektorem dla mojego zespołu. Gdy moja konsultantka zostanie panią dyre- ktor, będzie miała własny zespół, więc wszystko się rozrośnie. Jednak będzie nieza- leżna, tak jak w przyszłości jej panie dyrektor. To jest bardzo dobre w Mary Kay, brak pionowej struktury stanowisk. Rozwijając moje dziewczęta, rozwijam też siebie. Bez zespołu nie mogłabym nic zrobić. Ta praca rozwija kontakty międzyludzkie- to dla mnie ważne, wciąż szukam nowych osób do grupy, nawet w pociągu opowiadam o MK. P: A czy gdy była Pani młodsza marzyła Pani o pracy z ludźmi, czy nawet nie przyszło Pani do głowy, że właśnie w tym zawodzie się Pani spełni? O: Jak siebie pamiętam z czasów szkolnych i studenckich, to zawsze miałam wokół sie- bie grono znajomych, byłam bardzo towarzyska. Tylko że nie miałam świadomości, że w związku z tym, że mam dobry kontakt z ludźmi, to powinnam szukać takiej pracy. Nie miał kto mną pokierować w tym, a rodzice tego sugerowali bym poszła na studia eko- nomiczne i tak zrobiłam. Nie rozumiałam, dlaczego jestem niezadowolona z pracy w biu- rze, miałam coraz więcej lat i trudniej było wymyślić coś innego, jakiś inny sposób na ży cie. Potem studiowałam teologię, myślałam nad pracą w szkole. Zrobiłam licencjat, nie chciałam robić drugiej magisterki, uważałam, żeby było mi to niepotrzebne do pracy z dziećmi. Jednak zrozumiałam, że aby nawiązać relacje z dziećmi trzeba mieć predyspo- zycje, ja ich nie mam. Pomagałam też wcześniej w domu dziecka- to mi się podobało, do pewnego czasu. Teraz pracuję z dorosłymi i to jest to, co lubię. P: Pani mąż był ministrem, czy to nie powodowało, że czuła się Pani tym przytłoczona? O: Na pewno nie. Jeśli miedzy żoną a mężem są dobre relacje, a między nami takie były, to jedna strona cieszy się, że druga się odnalazła, odkryła swoje miejsce. Ja towa- rzyszyłam mężowi i zawsze go wspierałam, z pełną ochotą i radością.

  13. Nie czułam się przytłoczona, zwłaszcza, że mąż nigdy nie dawał mi ku temu powodów. Miałam już wte- dy poczucie własnej wartości, byłam szczęśliwa. Poza tym, mąż był ministrem dla swo- ich ludzi, a w domu nadal mężem. Przede wszystkim jest on profesorem na uniwersytecie, ministrem był raptem dwa lata. Dla mnie też było to cie- kawym doświadczeniem. Dogadujemy się ze sobą. P: Może chciałaby się Pani jeszcze podzielić czymś na temat firmy lub siebie? O: Może tym, że Mary Kay, zanim stworzyła tę firmę, pracowała w innej i kiedyś za do-brą pracę nagrodzono ją… latarką wędkarską. Wtedy postanowiła, że jeśli założy włas- ną firmę, będzie nagradzać pracowników rzeczami, które sprawią radość. I rzeczywi- ście, firma bardzo hojnie i trafnie nagradza. Otrzymałam już trzy walizki, dwa komplety sztućców, suszarkę do włosów i mnóstwo różnych gadżetów. Dla najlepszych pań dyre- ktor są wycieczki zagraniczne do ciepłych krajów, do Dallas- serca Mary Kay, bo właśnie tam, w stanie Teksas powstała firma. Można zwiedzić główną siedzibę i wszystkie laboratoria. Nagrodami za specjalne programy są nawet samochody, a dyrektor krajowe jeżdżą za darmo bladoróżowymi mercedesami. Firma jest naprawdę niezwykła, a relacje między pracownikami po prostu wspaniałe. Nie ma zawiści, zazdrości. Każda z nas wie, ile pracy trzeba włożyć w dobrze zrobiony miesiąc. W firmie pomagamy sobie i dyrektor osiągająca lepsze wyniki szkoli inne, dzieli się swoimi metodami. Jest to świetna forma przekazywania wiedzy. Czuję, że mogę się nieustannie się rozwijać. Zakres rozwoju jest naprawdę duży, oprócz analizy skóry jest też analiza kolorystyczna, cztery pory roku, możemy robić klientom sesje zdjęciowe. P: Czyli nie ma mowy o monotonii… O: Absolutnie nie. Każdego dnia mierzę się z różnorodnymi zadaniami, więc jestem zadowolona.

  14. P: Na koniec mam do Pani parę pytań na temat Szczecina. Jakie najbardziej lubi Pani miejsce w tym mieście? O: W pierwszej chwili chciałam odpowiedzieć, że Park Kasprowicza, ponieważ to moja okolica, jest też naprawdę piękny, trochę przypomina mi Pola Elizejskie w Paryżu. Jednak najbardziej lubię Wały Chrobrego, mam do nich ogromny sentyment, gdyż właś- nie tam chodziłam z mężem na randki, nadal się tam wybieramy. P: Czy jest coś, co zmieniłaby Pani w naszym mieście? O: Zatroszczyłabym się o takie miejsce, gdzie można by się było spotykać ze znajomymi i rodziną, tętniące życiem. Warto sprawić, żeby Stare Miasto stało się centrum życia, takim jak te w Poznaniu, Gdańsku, Warszawie czy Krakowie.Można by też ożywić Wały Chrobrego. Brak tu życia publicznego, nawet w ciepłe letnie wieczory… szkoda. P: Co najbardziej się tu Pani podoba? O: Brak korków. Gdy mieszkałam w Warszawie, to była prawdziwa zmora. Place są bardzo dobrym rozwiązaniem, przypominają mi Paryż. Podoba mi się też, że jest tu du- żo zieleni. Szczecin jest pięknym miastem. P: Co sądzi Pani o ludziach tutaj? Czy wyróżniają się czymś na tle mieszkańców Polski? O: Chciałabym móc powiedzieć, że jest dużo atrakcyjnych, zadbanych kobiet, ale nie- stety wydaje mi się, że kiedyś widywałam więcej takich osób, teraz, zapewne też z po- wodu mojej pracy, baczniej się przyglądam i widzę wiele szarych, zaniedbanych kobiet, spieszących się z siatkami, nie dających sobie prawa do dbania o siebie. Chciałabym, aby było więcej zadbanych, pewnych siebie kobiet z klasą. W tym też wyraża się szacunek do samej siebie. P: To już wszystko, dziękuję Pani serdecznie. O: Ja również dziękuję. /Wywiad przeprowadziła Katarzyna Wasilczuk

  15. 4. Ks. Tomasz Kancelarczyk -organizator szczecinśkiego Marszu Dla życia; obrońca nienarodzonych Marsz jako ochrona słabszych dotyczy obrony Życia, i to Życia tego najsłabszego. Myśli, że są w nas takie niezakłamane pokłady dobra, które nas wiodą do tego, abyśmy tych słabszych bronili. ~Pierwsze spotkanie z MDŻ  Kiedy pierwszy raz spotkałem się z tą inicjatywą, to byłem pierwszym i najgorszym przeciwnikiem MDŻ. Dlaczego? Dlatego, że wtedy MDŻ w Szczecinie liczył 150-200 uczestników. Ja to nazywałem wprost: "to jest antyświadectwo!". ~O młodzieży  W gronie organizatorów mówiłem, że nie wolno nam oraganizować czegoś, co jest antyświadectwem. Gdzie są młode osoby, które, ja wiem, że są bardzo mocno za życiem i za sprawami trudnymi. Dlaczego nikt ich nie potrafi zachęcić do tego, żeby brały udział w MDŻ. Bardziej MDŻ przypominał pochód emerytów, rencistów. Nic nie ujmując tej grupie wiekowej, ale brakowało tam rodzin z dziećmi i przede wszystkim młodzieży. W Szczecinie jest tendencja ku młodości. Dlaczego? Bo ,i tu się przyznam, że to jest jakąś moją zasługą, że poważnie potraktoławem młodzież.

  16. ~Hasła MDŻ  W tamtym roku młodzi zgromadzeni wokół Civitas Christiana postanowili, tak spontanicznie, bo ja to wyłapałem i powiedziałem: "no genialne, to jest to!". Oni nie wiedzieli o co chodzi, co jest "to". -No hasło. -Jakie hasło? -To, co poweidzieliście: Liczy się prawda! ~Dlaczego młodzi?  ~Młodość ma to do siebie, że nie idzie na kompromisy, jest taka zdecydowana, zdeterminowana i w wypowiedzi chce byś czysta, jaskrawa.  Mówię to z całą odpowiedzialnością: młodzież jest NIEODPOWIEDZIALNA. Jest nieodpowiedzialna w tym znaczeniu, że czasami podejmuje głupie decyzje, ale też w tym, że idzie naprzód, nie ogląda się wokół, nie zastanawia, co powiedzą ludzie, ale za wszelką ceną, niestrudzenie dąży do osiągnięcia celu. W tym roku, przyznam się, że hasło nie wypłynęło od młodzieży. Wypłynęło od takiego młodego człowieka. Jak ja. Ja się uważam za człowieka młodego i dlatego powiedziałem, że moje zdanie w tej materii się liczy, ale pytałem się, oczywiście, młodzieży, czy to hasło jest dobre. ~Jak ktoś mnie pyta, czy obrona życia ma wymiar patriotyczny...Tak! Jak najbardziej. Każdy, kto ma jakiż ogląd co do demokracji naszego kraju, wie, że to jest kwestia przeżycia naszego narodu - obrona życia. Jeżeli nie zmienimy mentalności na mentalność życia, to będzie bardzo źle z nami. /Wywiad przeprowadziła Natalia Modro

  17. 3.Romek Zańko Podróżnik, właściciel fundacji „Pod Sukniami” W kategorii „Podróż roku” największe uznanie zyskali sobie Romuald Zańko i jego syn Jonasz Zańko za ponaddwumiesięczną wyprawę autostopem do Japonii. W tym roku jury Nat. Geographic Traveler nagrodziło team „ojciec i syn“, za podróż przez Ukrainę, Syberię i Sachalin do Kraju Kwitnącej Wiśni i... za wiarę w ludzi. Roman Zańko z 11-letnim synem Jonaszem od kilku lat podróżują autostopem po świecie […] Pod koniec lipca 2007 r. zapakowali do plecaków parę setek pluszowych misiów, które rozdawali na pamiątkę dzieciom w czasie podróży, wzięli do kieszeni 120 euro i wyruszyli ze Szczecina do Japonii. Podróż zakończyli w Szanghaju po ponad dwóch miesiącach wędrówki...” P: Wyrusza pan w drogę…nie boi się pan wsiadać do samochodów obcych ludzi? O:Czasami, zastanawiamy się – wsiadać czy nie? Ale w Azji poważniejszym problemem jest dogadać się z kierowcą, żeby, mimo dobrych chęci, nie wywiózł nas w miejsce o wiele gorsze niż to, z którego właśnie nas zabiera. Takie, z którego ciężko będzie się wydostać, bo nie zatrzymują się tam samochody i nie da się złapać kolejnego stopa. P:Jak się pan dogaduje w drodze?O:Trochę mówię po rosyjsku. Angielskiego właściwie nie znamy. Ale jeździmy do krajów, w których nasz angielski doskonale się sprawdza. Miejscowi mówią podobnie jak my. Zdarza się, że turysta mówi bardzo dobrze po angielsku, ale ma problemy, żeby się dogadać, bo używa zbyt trudnych i poprawnych wyrażeń. Dlatego nasze „ja chcieć jeść” sprawdza się o wiele lepiej niż wyrafinowane sformułowania.

  18. Poza tym zawsze uczymy się paru zwrotów w lokalnym języku. Jednym z naj- ważniejszych dla nas jest: „Nie mam pieniędzy”. W wielu krajach darmowy autostop nie funkcjonuje, trzeba od razu powiedzieć, że my bez pieniędzy. P: Gdzie szuka pan informacji przed podróżą?O: Studiowałem religioznawstwo i mam wiedzę o Azji. Najbardziej interesują mnie spot- kania z ludźmi i kulturą. Jak ktoś jedzie do innego kraju, musi poznać jego religię oraz kulturę. P: Naprawdę sama znajomość religii wystarczy? A formalności, wizy, szczepienia?O: Informacje o wizach są na stronach internetowych ambasad. A szczepienia? Nie szczepię się. Wiem, że to dyskusyjna sprawa i nie chcę się nad tym rozwodzić. Nie chcę wyjść na idiotę co się niczym nie przejmuje. Przejmuję się i jest to dla mnie problem. P: Nie bał się pan tak podróżować z dzieckiem?.O: Podróżujemy od lat i zawsze dajemy sobie radę. Ale absolutnie nie namawiam nikogo, żeby mnie naśladował. P: Pomaga pan rozwijać się niepełnosprawnym…O: Absolutnie nie pomagam. Wiem, strzelam sobie gola, bo używanie haseł: „niepełnosprawni” czy „bieda” ułatwia zdobcie pieniędzy. My tego nie robimy. Na co dzień muszę żebrać, żeby utrzymać fundację. Prowadzę galerię, organizuję im wystawy nie dlatego, że są niepełnosprawni, tylko dlatego, że robią świetną sztukę, gotujemy, muzykujemy. Nie można robić sensacji z tego, że ktoś jest niepełnosprawny. Podczas warsztatów grupa zawsze nierówno gra na instrumentach. Pewnie mogliby się nauczyć.. Ale po co? My, sprawni, zamiast skupiać się na ich nierównym graniu, powinniśmy nauczyć się dostrzegać emocje tych ludzi. Zauważyć ich pomysły, radość, siłę. I je docenić. /opracowała Maria Marlicz- na podstawie wywiadu National Geographic 2010

  19. 4. Jacek Kazimierczak P:Na czym polega pana praca? O:Tak naprawdę, moja praca to organizowanie pracy innym ludziom. Moje firmy prowadzą menadżerowie, którzy konsultują ze mną swoje pomysły, problemy i bieżące sprawy. Ja trzymam pieczę nad wszystkim. Nie jest to praca fizyczna. P:Czy potrzebne są do tego jakieś studia? O:Skończyłem studia socjologiczne. Początkowo zajmowałem się dziennikarstwem- pisałem artykuły do już nie istniejącego Dziennika Szczecińskiego, Kuriera Szczecińskiego, kilka lat udzielałem się też w radiu (Polskie Radio Szczecin), ale to były audycje na żywo, więc nie radziłem sobie dobrze. Wtedy wymogi językowe były wysokie, to była wyższa szkoła jazdy. To były inne czasy- lata 90-te, przed powstaniem rozgłośni komercyjnych. Pochodzę z Choszczna, a kiedy tu przyjechałem, byłem całkowicie pozbawiony środków finansowych. Z dziennikarstwa dużo kasy nie było, a trzeba było się utrzymywać, więc szukałem pracy w różnych firmach, najczęściej jako przedstawiciel handlowy. W tamtych czasach byli oni potrzebni, a nie było żadnych wymogów- jak się ma 19 czy 20 lat nie ma się żadnego doświadczenia zawodowego. Moje studia nie były szczególnie trudne, więc studiowałem dziennie i pracowałem. Moi znajomi myśleli, że kiedy dostaną dyplom, to ich życie nagle się zmieni. Przez studia nie pracowali, nagle dostają dyplom i dostają sto tysięcy różnych ofert pracy. Okazało się że to nieprawda. Ja miałem doświadczenie handlowe, rozmowy z ludźmi, więc trochę ofert pracy dostałem. Pracowałem w agencji reklamowej, ale kiedy stwierdziłem, że już nie idzie do przodu… Dobre pomysły, ale nie realizowane…

  20. Jak ma się pomysły, to trzeba je realizować. Jak ich się nie realizuje, to zostają na poziomie twoich marzeń, pomysłów i to nie zmieni rzeczywistości. Zmiana rzeczywistości następuje wtedy, kiedy zaczyna się coś realizować. To, co wymyślisz. Po dwóch latach odszedłem z agencji reklamowej, poszedłem do banku, ale to nie była praca dla mnie, nie nadawałem się. Za to klienci z agencji reklamowej, których poinformowałem, że kończę moją działalność w tej branży, jakoś zżyli się ze mną. Nie przeszli nad tym do życia dziennego, ale dzwonili, żeby to im zrobić, tamto… Po 3 miesiącach opuściłem bank i postanowiłem realizować to, co oni potrzebują. Jak się zakłada swoją firmę to początki nigdy nie są łatwe. Z reguły nie ma tyle zleceń, nie ma tyle zamówień i pierwsze miesiące były dosyć słabe, ale finansowo jakoś się to poukładało. To były też inne czasy. Teraz jest kryzys, dużo mniej firm na rynku, wtedy nie było to na takim poziomie jak teraz. Ci klienci zostali ze mną i są aż do dzisiaj. W pewnym momencie agencja reklamowa się poukładała, a ja stwierdziłem, że mam zbyt dużo czasu i chciałbym coś jeszcze robić. Wyszedł pomysł sklepu. Po sześciu latach prowadzenia agencji i sklepu stwierdziłem, że znowu mam za dużo czasu i postanowiłem go zagospodarować. Wtedy pojawiła się pizzeria, którą prowadzę już 2 lata. P:Obecnie się pan nie nudzi? O:Problem w tym, że mam jakieś swoje hobby i pasje. Żegluję, staram się pływać na desce, ale nie zawsze jest na to czas. Historia jest taka, że Gruby Benek powstał, gdy miałem pół roku wolnego. Wypłynąłem na miesiąc na regaty, jeździłem na różne koncerty, pływałem na desce, ale stwierdziłem, że przesadziłem z urlopem i czas trzeba zagospodarować.

  21. Ale okazało się, że jest to taki kamyczek, który przeważył szalę. Pizzeria wymaga dużo czasu i poświęcenia. Żegluję, ale jakieś 3 tygodnie w skali roku bycia na wodzie, nie pamiętam, kiedy surfowałem na desce. Od czasu do czasu jeżdżę na Hel i na ciekawsze koncerty, ale czasu jest dużo mniej. P:Czy jest pan dumny z tego, co pan dokonał? O:Tak. Pochodzę z dysfunkcyjnej rodziny, a poza tym byłem bardzo nieśmiałą osobą i nie potrafiłem podejmować decyzji. Nie miałem wzorca faceta w domu, co jest według mnie ważne. Byłem nijaki i kiedy zauważyłem, że przeszkadza mi to w życiu i do niczego nie prowadzi, zacząłem mocną pracę nad sobą. Byłem nieśmiały, więc zatrudniłem się jako przedstawiciel handlowy albo działałem jako dziennikarz. Ja, jako Jacek, byłem nieśmiały, nie chciałem się z ludźmi kontaktować, bałem się tych kontaktów. Ja, jako Jacek-dziennikarz byłem zupełnie inną osobą. To była terapia. A jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, to obecnie muszę podejmować nawet kilkadziesiąt decyzji dziennie. Od małych, po duże, strategiczne. Kiedyś bym tego nie potrafił zrobić. Z tego jestem dumny. Udało mi się stworzyć byt materialny, obecnie daję zatrudnienie dwudziestu osobom. I to wszystko stworzył facet, który podczas studiów nocował u kolegów lub „przypadkiem” odwiedzał ich w porze obiadu. Kiedyś jeździłem na kolonie z dzieciakami z domów dziecka. Zawsze zastanawiałem się, jak tym dzieciom można pomóc. Wydawało mi się, że wzięcie takiego dzieciaka do swojego domu na weekend i zapewnienie mu odpowiednich warunków, zaproszenie na lody i opiekowanie się nimi. Potem życie to zweryfikowało- bardziej mogę im pomóc jako pracodawca. Na co dzień o byciu dumnym z siebie nie myślę. Robię swoje.

  22. P:Lubi pan Szczecin? O:Szczecin? Lubię ludzi, którzy tutaj żyją. Sam Szczecin stracił swoją szansę. Wygląda coraz gorzej, dzieje się tu coraz mniej. W środku tygodnia jest jakiś ruch, coś się dzieje, jeżdżą tramwaje, samochody chodzą ludzie, ale w weekendy nic się nie dzieje. Nie ma takiego życia. Coś takiego jest we Wrocławiu, w Poznaniu, nie mówiąc już o Warszawie. W weekend miasto przestaje żyć. Zaczyna około 21 lokalami. To nic fajnego. Może problem jest w architekturze Szczecina, który został przecież zburzony podczas II Wojny Światowej i do dzisiaj nie udało się wyodrębnić takiego rynku, jaki w innych miastach koncentruje to życie. To nie jest jedyny problem. Stocznia została znacjonalizowana, utopiona przez politykę. Jest jakaś wizja biurowców, które mają zasilić firmy, ale czy znajdą się chętni, żeby w tych wieżowcach być i nakręcić gospodarkę Szczecina…. Ja, mówiąc szczerze, nie widzę tego na dzisiaj. Widzę co się dzieje- został zbudowany Oxygen, w którym nie są zajęte powierzchnie, koło siedziby Kuriera Szczecińskiego jest biurowiec, chyba nawet w połowie niezasiedlony. Tak naprawdę Uniwersytet i studenci nadają miastu ton. P:Ma pan jakieś propozycje zmiany Szczecina? O:Pod względem wizualnym- powinny zostać wyremontowane wszystkie piękne kamienice. Był kiedyś taki plan rewitalizacji centrum Szczecina, to znaczy Jagiellońskiej, Deptaku Bogusława, 5. Lipca., takich starych ulic, gdzie są piękne kamienice. Niestety, do tej pory na to się środki nie znalazły i zacząłem wątpić, że się znajdą. Ze Szczecinem jest taki problem, że jest na uboczu. Problem jest też z patologicznymi rodzinami. Patologiczna babcia z dziadkiem, patologiczni rodzice, patologiczne dzieci, które stoją w bramie i piją piwo. Ja jestem za tym, żeby takich ludzi wyeksmitować, a mieszkania udostępnić ludziom, którzy będą o nie dbali. To nie jest tak, że ja jestem bez serca. Ja tych ludzi poznałem. Oni nie chcą zmiany, nie chcą nic.

  23. To nie jest tak, że ja jestem bez serca. Ja tych ludzi poznałem. Oni nie chcą zmiany, nie chcą nic. Gospodarczo- chciałbym, żeby przemysł stoczniowy wrócił do Szczecina, żeby pomysł z biurowcami wypalił. I chciałbym rewitalizacji centrum miasta. P:A co pan sądzi o projekcie Floating Garden? O:Jest on w fazie pomysłu. Poza tym, nie ufam osobom, które go tworzyły. Jeśli ktoś w 2010 roku mówi, że zrealizuje projekt w 2050, to jest to tak naprawdę propaganda. Wolałbym, żeby te pieniądze były przeznaczone na gospodarkę, a na resztę kasa się znajdzie. Cel jest szczytny, ale pomysł nie jest zrealizowany. Mówienie i myślenie o tym nic nie zmieni. Trzeba wyjść z domu i ponieść trud realizacji, być konsekwentnym. P:Ma pan ulubione miejsce w Szczecinie? O:Przystań nad jeziorem Dąbie (śmiech). Lubię wiele miejsc. Deptak Bogusława, który jest jeszcze niedokończony. Lubię też Stare-Nowe Miasto, Wały Chrobrego i nawet Wojska Polskiego. Lubię miejsca, w których można usiąść i delektować się spokojem. P:Co pan sądzi o Szczecinianach? O:Są to ludzie inni od osób, które wywodzą się, tak jak ja, z małych miasteczek. Inni, ponieważ mieli wszystko podane. Osoby z małych miejscowości musiały być bardziej twórcze. U nas najczęściej było tylko kino, które albo już nie działało, albo puszczało jeden, bardzo nieaktualny film. W dużych miastach jest wiele możliwości. Można pójść do kina, do teatru na różne warsztaty. Można się realizować. Ludzie, którzy zostali w Choszcznie musieli sami stworzyć kulturę. Zakładali zespoły, montowali kabarety, występowali w lokalnym domu kultury, tańczyli w zespołach ludowych, ale inicjatywa wychodziła o nich. Tutaj było już gotowe i można było z tego skorzystać.

  24. W radiu współpracowałem z pięcioma osobami, z których trzy były ze Szczecina. Było widać różnicę. Nie wiem, na czym to polegało. Może ci ludzie ze Szczecina byli odważniejsi, więcej widzieli, mogli wcześniej uczyć się języków. Byli oni o pół kroku dalej. Patrzę z perspektywy osoby, która tu przyjechała, ale tym to się różniło. P:Może wszyscy mieszkańcy większych miast różnią się mentalnością? O:Pewnie tak jest, , ale to zabija twórczość. Nie mówię, że we wszystkich, ale istnieje takie niebezpieczeństwo. Miejsce pasji zajmują środki masowego przekazu, to niszczy kreatywność. Dzieciaki zamiast spotkać się, wolą pogadać na fejsie. P:Ma pan jakieś rady dla młodych ludzi, którzy chcą się wybić? O:Po pierwsze należy być ambitnym- to raz. Dwa, należy realizować swoje cele. Jeśli się nie ma środków finansowych do bycia w danym mieście, a widzi się, że miasto nie rozwija się, nie daje możliwości zapewnienia bytu, to trzeba, niestety, wyjechać. Niektórzy ludzie z liceum w Choszcznie zrobili ogólnopolskie kariery, skończyli uniwersytety w Warszawie, UAM w Poznaniu. Są to ludzie z małej miejscowości. Ale oni z tej miejscowości wyjechali. Trzeba też mieć pewien poziom intelektualny- ja na przykład byłem świetny z matmy. Kiedy skończyłem technikum, zdałem egzaminy na studia, to nie miałem grosza przy duszy. Null, zero. Rodzice nie mogli wesprzeć mnie finansowo, ale ponieważ byłem aktywny, miałem wielu znajomych, to ci znajomi pomogli mi. Koleżanka znalazła mieszkanie, kolega pomógł znaleźć pracę. To byli ludzie, którzy mi pomogli, a których poznałem wcześniej. Coś robiłem. To nie było tak, że siedziałem i się martwiłem: „Co teraz, co teraz? Umrę z głodu?” . Działałem, mimo że robiłem to pod dużą presją. Byłem sam w dużym mieście, którego nie znałem, nie miałem kasy. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że ja przetrwałem. Zawsze byłem bardzo wrażliwym facetem. Dla mnie to jest cud.

  25. P:Musiał pan prosić o pomoc? O:To było naturalne. Jestem sympatycznym facetem, a ci ludzie jakoś mnie lubili. Sam bym nigdy nie zapytał. P:Czy czuje się pan osobowością? O:Nie, w ogóle. Znam swoją historię, wiem że mógłbym być bezrobotny lub wynajmować mieszkanie i jeździć tramwajem, ale nie czuję się wyróżniony. Nie czuję się inny. /Wywiad przeprowadziła Marta Nowakowicz i Maria Marlicz

  26. Przewodniczący rady osiedla. Założył pierwszą drużynę harcerską (ZHR) na osiedlu Bukowym 11 listopada 1989 roku. Był katechetą w latach 1991-2005. organizator piętnastu pielgrzymek. Należał do organizacji kicham. Obecnie harcerz w organizacji ZHR. Były radny miasta. Polityk PIS- u Dh Andrzej Karut

  27. Fragmenty wywiadu z dh Andrzejem Karutem Co najbardziej ceni pan w szczecinie? Bohaterskość, tożsamość i historia miasta. pierwsza eksplozja patriotyzmu w Szczecinie w imię solidarności nastąpiła w 1956 gdy z 11 na 12 grudnia rozpoczęły się spontaniczne manifestacje Polacy zajęli wtedy konsulat sowiecki (dzisiejszy instytut pamięci narodowej) Powstanie robotników stoczniowskich 17 i 18 grudnia 1970 roku, zginęło wtedy 17 ludzi (w tym jedno dziecko w łonie swojej matki) Szczecin jest pięknie położony pod względem turystycznym. Żyją tu wspaniali ludzie, którzy niestety się tu duszą i wyjeżdżają. Architektura szczecina np. katedra Rozbudowa osiedli na obrzeżach miasta Zabytki Szczecina, cmentarz.

  28. Co nie podoba się panu w Szczecinie, co chciałby pan tu zmienić? Gospodarcza katastrofa- zniszczenie stoczni szczecińskiej. zabity duch oświaty- robi się z nas encyklopedie powszechne, zadurza ilość materiału. Nauczyciele nie prowadzą lekcji kreatywnie nauczyciel nie znajduje czasu na rozmowę z uczniem, sprawdza wiedze ucznia tylko poprzez kartkówki i sprawdziany co powoduje że wszystko sprowadza się pod testy, nie ma poszukiwania prawdy logicznego myślenia wnioskowania zanik historii w liceum trzeba zacząć działać na rzecz wychowywania młodych ludzi poprzez nazwy ulic, placy i pomników które stoją na tych placach .

  29. Zmieniłem nazwę placu sprzymierzonych na plac szarych szeregów. Zadowolony jestem z tego, że udało mi się zorganizować 15 pielgrzymek. Nie udało mnie się upamiętnić uroczystości, jaka odbyła się z okazji rocznicy bitwy pod grunwaldem, Polacy podczas marszu odśpiewali praz pierwszy w Szczecinie ,,Rotę’’ Z jakich własnych osiągnięć jest pan najbardziej zadowolonych a czego nie udało się panu osiągnąć?

  30. Dziękujemy za obejrzenie prezentacji, mamy nadzieję, że okazała się ciekawa :-) Prezentacje wykonała M.Marlicz

More Related